Komentarze użytkownika bezkasku

Nie ogarniasz kolejnej rzeczy. Ateizm to nie jest religia. To po prostu niewiara w żadnych bogów. Niewiara nie tworzy religii. Niewiara po prostu odrzuca istnienie bóstw i tyle. Ty twierdzisz, że jakieś cudowne bóstwo jest i uprawiasz kult tego bóstwa oraz jesteś przekonany o mocy sprawczej tego bóstwa o jego możliwoości ingerencji w prawa natury oraz w jego moc ożywiania martwej materii - ale nie masz absolutnie żadnego dowodu naukowego, który by potwierdzał możliwość tych zjawisk. A ja po prosty twierdzę jedynie, że natura sama się rządzi własnymi prawami

i ze prawa tej natury dają się badać, powtarzać,udowadniać. Po prostu nie wierzę, że jakiś starszy pan na chmurce bawi się gliną i wychodzi mu z tego człowiek. Po prostu w to nie wierzę - i nie uprawiam z tego powodu kultu czegokolwiek. Nie ubieram tego w religię. Po prostu szanuję naukę i jej powtarzalność i namacalnośc. Jeżeli ty twierdzisz, że podsumowanie treści biblii jest wyśmiewaniem się - to znaczy, że ty również masz wątpliwości co do prawdziwości i ze odstrzegasz ten absurd.

No sam powiedz, czy w Biblii dwoje nagusów rozmawiało sobie z wężem - czy nie rozmawiało? Czy inny bohater wziął kij, uderzył nim w morze i morze się rozstąpiło tak, że przeszedł suchą nogą przez morze? Czy tam faktycznie jest napisane że ktoś rozmawiał z płonącym krzewem? Czy tam jest napisane, że człowiek w ciągu chiwili przemienił wodę w wino? Jeżeli ja pisze, że tak tam jest napisane - a ty twierdzisz, że ja się c ciebie wyśmiweam - to znaczy, że sam widzisz, że czytasz bajki, i wierzysz, że to możliwe. Ja tylko podsumowuję, co tam jest napisane. A są piękne malownicze mity!

I teraz to porównaj. Mity greckie - Zeus pod postacią łabędzie uwodzi piękną kobietę. Ty uważasz, że to bajka. A jednocześnie wierzysz,że dwoje nagich ludzi spokojnie rozmawiało sobie z wężem na temat jabłek... Ty widzisz różncę - a ja nie widzę różnicy. Bo zarówno bóg Olimpu przemieniony w łabędzia, jak i mitologiczn duch zła przemieniony w węża, to tylko barwne opowoeści literackie.

Gdzie była materia? W innej części kosmosu. To nie tak, że jej nie było. Była cały czas - tylko w innym miejscu. Kiedyś czytałem dowcipy i jeden mnie rozbawił? Skoro tlen odkryto dopiero niedawno, to czym luudzie wcześniej oddychali? :D To był tylko dowcip - ale pasuje do twojego rozumowania. Szkoda, że ty tak na poważnie. Napawdę zadziwia mnie fakt, że w XXI wieku można odrzucić zdobycze nauki i to, co już zostało udowodnone nie jeden raz i wierzyć, że człowiek powstał z gliny, bo ulepił go sobie starszy pan...

Tak trudno ci uwierzyć, że ludzie żyją sobie spokojnie i nie potrzebują do tego żadnej religii? Tak bardzo potrzebujesz potwierdzenia słuszności swojego działania, że potrzebujesz każdemu wmówić, że każdy potrzebuje jakiejkolwiek religii? Nie, ateizm to żadna religia. Żyję w zgodzie z prawem, z ludżmi, z nauką i jestem szczęsliwym człowiekiem, mając świadomośc, że moim życiem kieruje ja - a nie starszy pan na chmurce. Poczytaj trochę psycologię. Każdy, kto nie jest pewny swojego wyboru, usułuje do niego przekonać innych, aby w ten sposób poczuć, że ma rację. :

Ja nikogo nie przekonuję do ateizmu, bo prawda zawsze obroni się sama. Ty możesz wierzyć, albo udawać, ze wierzysz, że jakiś starszy pan weźmie sobie kawałek gliny i zrobi z niej człwieka. Dlaczego? Bo tak napisali w starej książce. Tak więc musi to być prawda! Bo ksiązka pisana 6000 lat temu przez pasterskie ludy bliskiego wschodu, zastępuje nam prawa fizyki, biologii, chemii - tak tam piszą, to 100% prawda. Tak na zakończenie - skoro dla tego rzekomo istniejącego boga nie ma rzeczy niemozliwych, to coś się chłopina ostatnio rozleniwił, nie uważasz?

Biblia mówi o olbrzymach... I skąd się wzięli... I oczywiście tak jak tam napisano, to tak naprawdę było. No to biblia też mówi o tym, skąd się wzięlo wino. Po co ludzie wymyślili proces destylacji - skoro biblia mówi, że wystarczy wziąc wodę, coś pomamrotać i jest wino. No tak biblia mówi, więc jest to dowód naukowy, że tak było. Biblia mówi, ze człowiek pochodzi z gliny. To może zamiast regularnie starać się z żoną o drugiego potomka, powinniśmy jechać na wieś po glinę? Przeciez biblia tak mówi, musi być prawda.

Biblia też mówi o tym, że Mojrzesz przez 40 lat błąkal się po pustyni ze swoimi ludźmi. A tymczaem miał do pokonania dystans,który normalnie się w kilka dni przechodzi. No ale jak biblia mówi, że to jest marsz na 40 lat, to musi być prawda. Pewnie przez ten patyk, co to nim morze rozstąpił.

No to żeś się, chłopie, zaorał! Czyli nie ma ŻADNYCH dowodów - jest jedynie "bukt tak kciau", "buk jest wielki i może wszysko", "jesteś za gupi aby zrozumieć buka", "nic ci nie muszę udowadniać, bo obrażasz buka". I tak się kończy każda dyskusja. Zero merytorycznych argumentów, zawsze się kończy "bo moja racja jest najmojsza i jedyna prawdziwa". W takim razie poza eksperymentem Stephensona, polecam ci jescze książkę Aronsona, akapit o skecie wierzącej w UFO. Tam opisane sa dokładnie reakcje takie jak twoja oraz wyjaśnione sa ich przyczyny.

Wiesz, że to wszystko już było? I to nie jeden raz było? Ty myślisz, żeś wymyślił coś wyjątkowego - a tymczasem to wszystko już było. Oczywiście masz prawo wierzyć w co tam sobie wymyslisz i co lubisz. Jedni wierzą w różowe jednorożce i mają do tego prawo, inni w jakieś mzimu i tez mają do tego prawo. Każda religia opisuje sobie świat po swojemu, dlatego mamy tyle barwnych mitologii, czasami nawet fajnie to poczytać.

Ale kiedy dorosły człowiek z wypiekami na twarzy usiłuje przekonac innego dorosłego czlowieka, że naprawdę ludzkość powstała od jednego egzemplarza ulepionego z gliny i drugego z żebra tego pierwszego, że dwoje nagusów w ogrodzie gawędziło z węzem i że ludź patykiem rozstąpił morze, rozmawiał sobie z krzewem albo przemienił sobie wodę w wino - to przestaje być zabawne. Żarty żartami, ale jeżeli ktoś naprawdę twierdzi, że to było, bo tak podaje stara ksiązka - mimo, że nauka nie raz to wykluczyła, to rozmowa traci poważny charakter.

Gdybyśmy sie mieli opierać na dowodach powtarzalnych, na badaniach naukowych i prowadzić akadmicką rozmowę na argumenty merytoryczne, to miałoby to sens, bo z debaty akademickiej wychodza czasami naprawdę ciekawe rzeczy. Jeżeli natomiast ktoś twierdzzi, że dowody naukowe nie są pitrzebne, bo przecież "buk tak kciau, więc tak jest, bo stara ksiązka tak mówi" - to naprawde trudno zachować powagę.

Człowiek rozsądny postępuje rozsądnie. Używa rozumu i analizuje. A człowiek nierozsądny przeczyta w życiu 1 ksiązkę i to nie do końca, a w tej ksiązkce mu napisali, że to norma, że węże gadają, że krzewy gadają, że wino robi się z wody, a ludzi z gliny. I oczywiście żadne dowody za tym nie przemawiają, ale on uważa, że tak jest. Bo nie używa rozsądku - tylko z lenistwa i wygody wykorzystuje utarte schematy, które zwalniają go z samodzielnego myślenia. Taka panowie, między wami różnica.

Rozbiory to tak właściwie zasługa kościoła.Kim byli targowiczanie, którzy sprzedali nasz kraj? A tak się składa, że biskupami byli. dla kasy, dla wpływów nas sprzedali i to dzięki kościołowi polskiemu straciliśmy niepodległość. Nazywajy rzeczy po imieniu.

Muszę zmartwić polskich patriotów, że nawet ich ulubiona cebula nie jest rdzennie polskim warzywem. Jak nie żresz leśnych malin i nie upolujesz na dzika, tylko żresz to, co przywędrowało do nas z zachodu, to nie jesteś żadnym patriotą. Ciekawe, bo gra w baseball też nie jest polska - a jakoś nie przeszkadza im to w dumnym noszeniu kijaszka do baseballa.

To oni pobierają "pincet" na Brajanka, Denisa, Kewinka, Vanessę, Sarę, Samantę i resztę.

Zamiast religii, wprowadzić kurs obowiązkowej pierwszej pomocy. Ostatecznie wymienić na matmę/fizykę/biologię/chemię.

Nie wolno. Ani tytułu zawodowego, ani stopnia naukowego, ani tytułu naukowego nie wolno. Na to trzeba sobie zapracować.

W ramach doprecyzowania - są 2 niezależne kwestie. Jedna to stopień i tytuł naukowy - druga to nazwa stanowiska pracy. Jeżeli chodzi o stopień i tytuł naukowy, to można być doktorem habilitowanym, a następnie profesorem zwyczajnym (potocznie zwanym belwederskim). Profesor nadzwyczajny to nazwa stanowiska pracy. Takie stanowisko może otrzymać właśnie osoba, która nie jest jeszcze profesorem - ale wykonuje zawód, jakby ni była. Czyli profesor nadzwyczajny to nie tytuł - tylko stanowisko, tak jak "główny księgowy". Pawłowicz to nie profesor.